Co filmoznawca robi w teatrze?


Dzisiejszy post sponsoruje wywód filozoficzno - społeczny Rozalii, która za dużo myśli.


Myśl I (pytania)

Czasami zastanawiam się jak to się stało, że z Kryśką w ogóle zaczęłyśmy chodzić do teatrów muzycznych? Jak to się dzieje, że chce nam się jeździć w odległe zakątki Polski, oglądać spektakle i o nich pisać? (Pytam o to siebie najczęściej w dniu wyjazdu, przy dźwiękach budzika, tj. około godziny 6:00 rano)

Dlaczego tak nurtują mnie te kwestie?
Dlatego, że obie jesteśmy filmoznawcami, a więc w centrum naszego zainteresowania powinien być film.
Skąd więc teatr?
Co ciągnie nas do sceny, co sprawia, że siadamy w fotelach teatralnych z wypiekami na twarzy, czekając na kolejny musical?

Odpowiedź przyszła znienacka w Teatrze Rozrywki, na balkonie środkowym, na miejscu 12.

Ale po kolei.

11 marca wybrałam się z moim być może przyszłym mężem na "Skrzypka Na Dachu" do Teatru Rozrywki w Chorzowie.

Niemal od razu po wyjściu z domu dostałam wypieków. I nie chodzi tu o emocje, które wyskoczyły mi na twarzy, ale o to, że właśnie rozpoczął się sezon na "nie wiadomo jak się ubrać".
I tak właśnie nie będąc pewna pogody przyodziałam, na wszelki wypadek, kurtkę narciarską i buty z kożuszkiem, co jak się póżniej okazało, było ogromnym błędem.
Otóż na dworze było ciepło.
Rozpływałam się.
Po przybyciu do teatru od razu popłynęłam z rumianą twarzą do szatni i tam z nieukrywaną ulgą zostawiłam cały swój wierzchni dobytek.
Oddychnąwszy nieco w klimatyzowanym  " kadrów" pełnych emocji i piękna.pomieszczeniu nabrałam sił na spektakl.

Wkrótce rozległ się pierwszy, drugi i wreszcie trzeci dzwonek.
Poszło!


"Skrzypek na dachu" - klasyk nad klasykami.
Na deskach Teatru Rozrywki pojawił się po raz pierwszy 28 listopada 1993 roku, pod czujnym okiem reżysera - Marcela Kochańczyka i już od początku podbił serca widowni. Otrzymał bowiem nagrodę za spektakl sezonu 1993/1994.


Musical opowiada historię Żyda Tewjego Mleczarza, który wraz ze swoją rodziną zamieszkuje maleńką miejscowość - Anatewkę.
Społeczność mieściny jest silnie związana z przekazywaną z pokolenia na pokolenie tradycją. Wkrótce jednak określona przez zasady rzeczywistość, w której przyszło im egzystować, zmieni się nie do poznania.
Córki Tewje same wybierają sobie mężów - wbrew tradycji.
Przybyły z Kijowa wykształcony, młody człowiek - Perczyk wprowadza znak równości między kobietą a mężczyną - wbrew tradycji.
Ten sam osobnik doprowadza niemal do zawału wszystkich gości na weselu prosząc dziewczynę do tańca, a na dodatek trzyma ją za rękę - wbrew tradycji.
Na to wszystko komplikują się nastroje społeczno - polityczne, które mają bardzo negatywny wpływ na życie mieszkańców Anatewki.


W przeciągu tych wszystkich lat w "Skrzypku" grało wielu wspaniałych aktorów, między innymi - Stanisław Ptak, Marta Kotowska, Agata Witkowska czy Jacenty Jędrusik.

W niedzielnym spektaklu mieliśmy okazję oglądać:

- Andrzeja Kowalczyka - Tewje Mleczarz
- Martę Tadlę - Gołda
- Esterę Sławińską - Dziurosz - Cajtel
- Joannę Możdżan - Chawa
- Kamila Barona - Perczyk

Jednak w szczególności nasze serca podbili:

- Wioleta Malchar - Moś (Hudel) na którą uwagę zwróciliśmy w spektaklu "Jak Odnieść Sukces W Biznesie Zanadto Się Nie Wysilając".
Tutaj rola zupełnie inna, ale równie doskonale zagrana. Bardzo podoba nam się charakterystyczna "drzazga" w jej głosie.

oraz

- Hubert Waljewski, który pokazał niesamowity talent wokalny (przyjemny dla ucha głos, którym celnie przekazuje emocje) i aktorski jako lekko przestraszony i zahukany Krawiec Motel.  


Myśl II (odpowiedzi)

Kiedy spokojnie oglądałam spektakl nagle mnie olśniło.
W trzy godziny znalazłam odpowiedzi na wszystkie nurtujące mnie pytania, a słowiem klucz był "kadr".

Wielu pomyśli, że w przypadku teatru to słowo może być nieco nie na miejscu, ale jak dla mnie pasuje jak ulał. W kinie mamy świat zamknięty w ramach ekranu, w teatrze w ramach sceny.
W tych małych okienkach twórcy za pomocą rozmaitych środków wizualno - dżwiękowych prezentują widzom swoją opowieść.

Jak do tej pory, żaden musical nie wciągnął mnie do swojego okienkowego mikroświata tak mocno jak "Skrzypek na Dachu". W przeciągu chwili stałam się częścią Anatewki i przeżywałam historie bohaterów jakby były najprawdziwiej prawdziwe.

Na bieżąco zastanawiałam się co sprawiło tak mocną więź ze spektaklem?
Była to oczywiście fabuła, gra aktorska, ale przede wszystkim SCENOGRAFIA Marcela Kochańczyka.

Jej zamysł powalał na kolana niemal w każdym momencie spektaklu.
Przenosiła nas bardzo płynnie a to na pola Anatewki (gdzie rozgrywały się rozmowy Tewjego z Bogiem oraz sceny zbiorowe), a to do domu Tewjego (będącego tłem dla perypetii głównych bohaterów), a to do karczmy (w której miały miejsce najważniejsze dla musicalu sceny
taneczne - do piosenki "L'Chaim" i przeniesamowity Taniec z Butelkami na weselu). 

Najciekawszym elementem scenografii, który od razu rzucił mi się w oczy, były ułożone na "podłodze" jasne deski. Ich kolor, układ oraz zbudowane z nich delikatne wzniesienie pozwoliło nie tylko bardzo obrazowo przedstawić "polny" krajobraz miasteczka, ale i urozmaicić ruch sceniczny - aktorzy jakby wyłaniali się zza pagórka lub za nim znikali. Nadawało to scenie unikatowej głębi.

W momencie, gdy sceneria zmieniała się i akcja przenosiła na podwórko domu Mleczarza, tylna część podłogi łącznie z pagórkiem zostawała zasłonięta przez makietę drewnianej bramy i furtki, natomiast przednia stawała się elementem gospodarstwa.

Oprócz radości wzrokowych ta zmyślna "podłoga" dostarczała także walorów dżwiękowych.
Zespół tańczył z pełnym przytupem i to dosłownie. Elementy tupane brzmiały o wiele dosadniej i wyrażały o wiele więcej emocji (choreografia Henryk Konwiński).
Podczas Tańca z Butelkami prawie uroniłam łzę.
(Prawie, ponieważ zauważyłam jeden mankament - tancerze w symetrycznej przestrzeni ułożonej ze stołów, krzeseł i gości zamiast ustawić się na środku przesunięci byli nieco w lewo, co wywołało u niejednego perfekcjonisty lekkie drganie powieki).

Scenografię uzupełniało tło, którego kolorystyka oddawała daną porę dnia. Był na nim także namalowany horyzont z polami, małymi domkami i cerkwią, a także pewne znaczące elementy, jak na przykład czerwony ptak czy Żyd z rozłożonymi ramionami, obrazujące nastroje bohaterów i klimat danej sceny.

Warto wspomnieć, że w sytuacjach dziejących się na polach Anatewki czy na podwórku Mleczarza kompozycja "kadru" pozostwała otwarta, nastomiast w pomieszczeniach "zamknięta".
Nigdy wcześniej w teatrze nie zwróciłam na to uwagi.
W "Skrzypku na Dachu" było to bardzo wyraźne i wspaniale dopracowane estetycznie.

Dekoracja wspierała także ścieżkę muzyczną mucicalu, oddając klimat poszczególnych scen. Widać to zwłaszcza w trakcie Modlitwy Szabasowej.

Oprócz scenografii prym wiodły także walory muzyczne musicalu.
Co ciekawe, w scenie wesela oprócz orkiestry prowadzącej, na scenie pojawili się także muzycy odgrywający rolę grajków weselnych. Dzięki takiemu zabiegowi widzowie mieli poczucie jakby brali udział w prawdziwym wiejskim weselu, czego miarodajnym wyznacznikiem były żywe oklaski w rytm muzyki.


Na "Skrzypku na Dachu" byłyśmy z Krystyną już wcześniej w Operze i Filharmonii Podlaskiej w Białymstoku. Tam musical emanował ogromnym rozmachem, ale brakowało tego, co miał spektakl w Rozrywce - klimatu i delikatnego muśnięcia magii.

Dodamy jeszcze, że w tym roku przypada jubileusz 25-lecia obecności tego muzycznego arcydzieła na deskach Teatru Rozrywki. To swoisty fenomen! Przez tyle lat kolejne pokolenia widzów mogły dać się porwać cudownie pokazanemu i doprowadzonemu do granic perfekcji musicalu! Gratulujemy!


Podsumowując:
Dlaczego filmoznawcy chodzą do teatrów muzycznych?
Właśnie dla tych pełnych emocji "kadrów".

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Musicalowe Małe Cuda. Słowo o Czarownicach z Eastwick.

5 krótkich pytań o... "Czarownice z Eastwick"

Szlakiem poszlak - sprawa Bulwaru Zachodzącego Słońca