Musicalowe Małe Cuda. Słowo o Czarownicach z Eastwick.



Właśnie dziś przyszedł czas na postawienie sobie ważnego pytania, pytania obok którego żaden widz nie powinien przejść obojętnie:

Czy wierzę w CUDA natury artystycznej, które budzą widza ze straszliwej nieświadomości i niewrażliwości na piękno dziejące się na scenie?

Jeżeli wierzycie zapraszamy do lektury, jeżeli nie wierzycie - koniecznie zapraszamy do lektury.
Wszystkich z radością przeprowadzimy doliną musicalowych cudów, które objawiły się nam 23 kwietnia w Teatrze Syrena.

Ale po kolei...
Otóż to właśnie, w owo poniedziałkowe popołudnie spotkałyśmy się z Krysią o 11:30 na dworcu w Katowicach. Nieświadome tego, czego miałyśmy wkrótce doświadczyć wsiadłyśmy do pociągu jadącego w kierunku Warszawy z biletami na musical "Czarownice z Eastwick", trzymanymi mocno w rąsiach, co by nam ich łobuzy nie ukradły. 

Wyjazd zaczął się dość nieciekawie. 
Pech chciał, że w niemal całym składzie siadła klimatyzacja, a jako, że były to nowe "klimatyzowane" wagony z Czech nie było w nich okien, które by można było otworzyć...

Cztery duszne godziny później, w nieco sponiewieranej formie przechadzałyśmy się już ulicami stolicy, by w końcu, przed godziną 19:00 pojawić się w gmachu teatru przy Litewskiej 3.


Wszedłszy na widownię, odnalazłszy właściwy rząd i miejsce umościłyśmy się wygodnie w fotelach. 
Wtedy z naszej lewej strony padło ciche pytanie: 

- (damski głos) Przepraszam, czy byłby to problem, gdybyśmy się zamienili na miejsca, ponieważ z mężem chcielibyśmy usiąść obok naszych znajomych...

Spojrzałyśmy z Krysią na siebie, po czym dość niepewnie odrzekłyśmy:

- No dobrze. 

Ten dobry uczynek miał zaowocować później.

Umościwszy się ponownie w nowych fotelach, z narastającą niecierpliwością oczekiwałyśmy pierwszych taktów płynących ze "wskrzeszonego" orkiestronu.

Rozbrzmiała Uwertura.
Wtedy jak grom z jasnego nieba nadeszło oświecenie - dobry uczynek się opłacił, albowiem ujrzałyśmy rzeczy, do których nie przywykło ludzkie musicalowe oko.



Ostrzeżenie
Poniższe cuda oparte są na prawdziwych wydarzeniach.




CUD ŚWIATŁA

Gra świateł w "Czarownicach z Eastwick" była najpiękniejszą rzeczą, z jaką spotkałyśmy się kiedykolwiek, na jakimkolwiek spektaklu.  
Grzegorz Policiński i Artur Wytrykus wiedzieli dokładnie, co w danych scenach uwypuklić i w jaki sposób oświetlić, żeby wywołać u widza bardzo silne emocje. 
Światła punktowe, kolorowe wiązki czy światłocienie współgrające z choreografią sprawiały, że bałyśmy się mrugać, żeby nie przeoczyć żadnego elementu tworzącego ten niezwykły pokaz. 
Bardzo trudno nam opisać efekt powstały dzięki tym wszystkim zabiegom, ale musicie uwierzyć, że był piorunujący!
Ogromne wzruszenie, gęsia skórka i ciarki towarzyszyły nam niemal podczas każdej sceny.
Co prawda, nie patrzyłam na Krysię, ani Krysia nie patrzyła na mnie, ale idę o zakład, oglądałyśmy "Czarownice" ze szczekami opadniętymi po kolana. 

(W tym miejscu chciałyśmy wspomnieć o poszczególnych fragmentach, ale postanowiłyśmy tego nie robić, by ten, kto spektaklu jeszcze nie widział, miał pełną radość z odkrywania jego magicznych momentów.
Nadmienimy tylko enigmatycznie, że nasze serce skradł "taniec" gwiazdek.)


CUD ILUZJI

Ile jest spektakli, w których wykorzystano elementy iluzjonistyczne? 
Nie wiemy, ten był naszym pierwszym i praktycznie podczas każdej magicznej sztuczki zadawałyśmy sobie pytanie: "Jak oni to zrobili?"
Samostojąca wiolonczela, przedmioty wypluwane przez podłą Felicię czy lot aktorek nad sceną, (no dobrze, to akurat można łatwo wyjaśnić, bo widoczne były cieniutkie sznurki, ale i tak wrażenie było niesamowite!) to tylko niektóre z efektów. Zaproszenie do współpracy Macieja Pola z pewnością było dobrą decyzją.


CUD HUMORU

Nie będziemy ukrywać, lubimy spektakle zabawne. Piekielnie dobre tłumaczenie Jacka Mikołajczyka tak dokładnie trafiało w czuły punkt widza, że raz po raz na widowni wybuchały salwy śmiechu. 
Dowcip w tekstach był bardzo pikantny, ale nie gorszący i doskonale wyważony.
Ku mojej radości pojawiały się także sytuacje mocno absurdalne. Jedna szczególnie zapadła mi w pamięć i już na samą myśl o niej mam uśmiech od ucha do ucha. 
Proszę mi wybaczyć, ale muszę ją opisać. Otóż, co jakiś czas na scenie pojawiała się dziewczynka śpiewająca dość okropne piosenki o kurczaczkach. 
Za którymś razem, jedna z głównych bohaterek - Sukie - nie wytrzymała i krzyknęła do małej:
"Zamknij się! Kim ty w ogóle jesteś?!"
Popłakałam się ze śmiechu i ten stan trzymał mnie jeszcze pół godziny po oklaskach. 
Tym samym, powyższy fragment znalazł się na miejscu numer jeden na mojej liście "Musicalowe the best of...", w kategorii "Humor w musicalach".


CUD ENERGII

Krystyna trafiła w sendo pisząc mi właśnie SMS, że na "Czarownicach z Eastwick" ze sceny emanowała niesamowita energia. 
Trudno mi się z tym nie zgodzić. Pozytywna siła uderza od pierwszego dźwięku i trwa aż do ostatniego. 
I nie ma w tym ani krzty przesady!
Przy okazji relacji ze spektaklu "Jak odnieść Sukces w Biznesie Zanadto Się Nie Wysilając" pisałyśmy o tym, że musicale powinny być oceniane w skali "akumulatorowej", która określa jak dużo pozytywnych emocji przekazują widzom. 
Według nas "Czarownice" zdobyły akumulatorów 5/4 .


W tym cudzie opiszemy jeszcze podcuda, które składają się na cud główny, oto one:

- aktorstwo -
Lepszej obsady nie można sobie wyobrazić.  
Tomasz Steciuk w roli Darryla van Horne'a, skradł w zasadzie cały spektakl. 
Jego talent wokalny, taneczny i komediowy sprawiają, że granej przez niego postaci, po prostu nie można nie lubić. Zbudował Darryla jako dominującego, męskiego, wierzącego w swoją niezwykłą moc demona, obezwładniającego swoim czarem trzy główne bohaterki - Alex, Jane i Sukie.

Olga Szomańska, Barbara Melzer i Magdalena Placek - Boryń stworzyły niezwykły klimat musicalu. Ich gra aktorska i walory głosowe pięknie zgrywały się ze sobą pomimo, że każda z odgrywanych kobiet była inna, miała inny charakter i zainteresowania.

Musimy także wspomnieć o dość ciekawej "osobliwości":
FIDEL (Krzysztof Broda-Żurawski). 
To dopiero była niejednoznaczna, ale magnetyczna postać, wyraźnie odstająca od innych. Przyodziewany w dość wyzywające stroje już samą swoją obecnością prowokował widzów do śmiechu i oklasków. 

- taniec
Choreografia Jarosława Stańka, zachwycała zwłaszcza w scenach zbiorowych, w trakcie piosenek "Miasteczek małych czar", "Brudne pranie", czy "Taniec z demonem". W użyciu były ławki, pralki, podwieszane marynarki i liny do tańca w powietrzu!

- muzyka
Pomimo tego, że minęło parę dni od spektaklu, wciąż nucimy melodie z piosenek "Taki być właśnie ma" czy "Eastwick wie". Jesteśmy w nich dosłownie zakochane. Po powrocie do domu od razu zamówiłam CD z muzyką "Czarownic z Eastwick"(wersja z Londynu). Zapewne wkrótce na naszym youtube pojawi się unboxing.

- kostiumy
Energię spektaklu dopełniały wspaniałe kostiumy Ilony Binarsch
Kolorowe i różnorodne stroje mieszkańców Eastwick, czarno-czerwony styl Darryla i jego popleczników oraz gustowna sukienka i kapelusik dziewczynki rodem z horroru doskonale wyrażały charakter każdej z postaci.
Nam do gustu przypadł szczególnie jeden z kostiumów, należący do van Horne'a, a mianowicie marynarka z przewieszonym przez ramię czarnym szkieletem smoka. Podobny szkielet, z tego co pamiętamy, pojawił się jako dodatek do stroju Królowej Transylwanii w "My Fair Lady" Opery Śląskiej, ale tamten był chyba w kolorze białym.


CUDA MNIEJSZE

Zamierzone dwie różne skarpetki na nogach Darryla - czarna i biała - będące symbolem tego, że mężczyzna nie radzi sobie bez pomocy kobiety.

Niezamierzona niesforna peruka Tomasza Steciuka, która podczas całego spektaklu żyła własnym życiem, sprawiając Krysi niesamowitą radość.


CUD ODZYSKANIA SŁUCHU

Owacje pospektaklowe były tak ogromne, że straciłyśmy słuch na jakieś 18 minut. Okrzykom i oklaskom nie było końca, my też dałyśmy się ponieść pozytywnym fluidom i biłyśmy brawo ile sił w rękach. 

CUD W KOŃCU ZOBACZONEGO MUSICALU

Na to, żeby pojechać na "Czarownice" czekałyśmy ponad miesiąc i kiedy w końcu nam się to udało, to uwierzcie - nie chciało nam się wychodzić z Teatru Syrena.




Jeżeli ktoś z Was jakimś CUDEM nie widział jeszcze "Czarownic z Eastwick" to jako pokutę niech przynajmniej raz pójdzie, zobaczy i bawi się świetnie. 
Bo tak trzeba.
AMEN.


P.S.
Pytanie dręczące mnie, Rozalię:
Czy amulet Darryla ma jakieś powiązania z Aurynem z filmu "Niekończąca się opowieść"?

Komentarze

  1. Zaciekawiłaś mnie. Dawno temu widziałem film z Jackiem Nicholsonem, miło go wspominam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie warto wybrac się do Teatru Syrena na musical. :) Muzycznie i aktorsko najwyższy poziom :)

      Usuń
  2. Jestem fanką Olgi Szomańskiej, więc ten musical jest na mojej liście "Koniecznie do zobaczenia". A po informacji o sztuczkach iluzjonistycznych po prostu MUSZĘ na niego iść! Dzięki. Maja

    OdpowiedzUsuń
  3. Ups, i jak ja mam teraz powiedzieć, że nie przepadam za musicalami. Tu u Was, na musicalowym blogu ;) W każdym razie przepadam za wszystkim co o czarownicach, więc jednak znajdziemy wspólny powód do zachwytów nad cudami. Bo w te, jak w magię, wierzę ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. O! Chętnie bym się na coś takiego wybrała, ale niestety z mojej niewielkiej miejscowości to raczej dłuższa wyprawa.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

5 krótkich pytań o... "Czarownice z Eastwick"

Szlakiem poszlak - sprawa Bulwaru Zachodzącego Słońca