Właśnie dziś przyszedł czas na postawienie sobie ważnego pytania, pytania obok którego żaden widz nie powinien przejść obojętnie: Czy wierzę w CUDA natury artystycznej, które budzą widza ze straszliwej nieświadomości i niewrażliwości na piękno dziejące się na scenie? Jeżeli wierzycie zapraszamy do lektury, jeżeli nie wierzycie - koniecznie zapraszamy do lektury. Wszystkich z radością przeprowadzimy doliną musicalowych cudów, które objawiły się nam 23 kwietnia w Teatrze Syrena . Ale po kolei... Otóż to właśnie, w owo poniedziałkowe popołudnie spotkałyśmy się z Krysią o 11:30 na dworcu w Katowicach. Nieświadome tego, czego miałyśmy wkrótce doświadczyć wsiadłyśmy do pociągu jadącego w kierunku Warszawy z biletami na musical " Czarownice z Eastwick " , trzymanymi mocno w rąsiach, co by nam ich łobuzy nie ukradły. Wyjazd zaczął się dość nieciekawie. Pech chciał, że w niemal całym składzie siadła klimatyzacja, a jako, że były to nowe "klimatyzowane
" Czarownice z Eastwick " to musical, który już od jakiegoś czasu, a dokładnie od 3 miesięcy, dwóch dni, 5 godzin, 48 minut i 32 sekund...33...34...35...36.... pobudza naszą wyobraźnię. 23 lutego Teatr Syrena dodatkowo podsycił emocje i na próbie medialnej zaprezentował dwa fragmenty spektaklu: - scenę z aktu I - " Taki być właśnie ma ", w której pojawiły się Olga Szomańska jako Alex , Barbara Melzer - Jane i Paulina Grochowska w roli Sukie oraz - scenę zbiorową z aktu I - " Miasteczek małych czar " z Tomaszem Steciukiem ( Darryl ), Ewą Lorską (Alex), Anitą Steciuk ( Jane ), Pauliną Grochowską ( Sukie ), Beatą Olgą Kowalską ( Felicia ) i Piotrem Siejką ( Clyde ). Oto przedsmak tego, co będzie się działo! Po próbie zadałyśmy twórcom spektaklu: 5 KRÓTKICH PYTAŃ O... "CZAROWNICE Z EASTWICK " - Dlaczego wybrał Pan akurat "Czarownice z Eastwick" na otwarcie swoj
Tak, to Katowice - Bogucice, Górny Śląsk, Polska. Około godziny 10:00 wieczorem. Blask księżyca oświetla mały pokój. Przy drewnianym biurku, ustawionym niedaleko okna siedzi lekko przygarbiona postać - to ja. Pogrążona w myślach, wertuję akta starej, zeszłotygodniowej sprawy. W ich skład wchodzą dwie bardzo istotne rzeczy: nieco wymiętoszony bilet oraz broszura formatu A4 w, o dziwo, całkiem niezłym stanie. Na jej okladce jarzy się czerwono-żółty napis: " Bulwar Zachodzącego Słońca ". Te dwa (z pozoru) mało znaczące elementy mącą moje myśli. Kiedy wracam pamięcią do dnia - 18 maja wszystko wydaje się być w nim niezwykłe: tajemnicze zaginięcia, złote papierki spadające z sufitu czy w końcu cena programu z musicalu w cenie 20, a nie, jak zwykle, 10 złotych. Aby jednak przejść do tych nadwyczajnych wydarzeń, musimy się najpierw cofnąć o parę lat, a dokładnie do roku 2006. Krysia i ja, jako studentki pierwszego roku Kulturoznawstwa, nie zdawałyśmy sobie spraw
Komentarze
Prześlij komentarz